12 maja 2024

Katastrofalna w skutkach, największa powódź na południu Brazylii, w stanie Rio Grande do Sul.

W najbardziej wysuniętym na południu Brazylii w stanie Rio Grande do Sul, miała miejsce powódź, która była następstwem ulewnych tropikalnych deszczy (padających dzień i noc) w kwietniu 2024 r. Spowodowała ona zalanie 85% zamieszkałego terytorium tegoż stanu. Stolica staniu, miasto Porto Alegre liczące ponad 1,5 miliona mieszkańców została również dotkliwie poszkodowana, gdyż 1/3 terytorium miasta znalazło się pod wodą. Miasto położone jest na terenie pofałdowanym i stąd też regiony niżej położone znalazły się pod wodą! Poprzednia powódź, która miała miejsce w 1941 r., miała o wiele mniejsze skutki od tej z maja br.

Do tragedii, w wyniku której straciło życie setki osób i doszło do nieobliczalnych stratach materialnych, przyczyniły się zapewne także zaniedbania w zakresie niezbędnych skoordynowanych i przemyślanych działań zapobiegawczych, uwzgledniających potencjalne zagrożenia powodziowe, jakie mogą występować w tym regionie. W przeszłości z wielu rzek, które wpływają do jeziora Guaiba (często nazywanego rzeką) wybierano piasek i przez to pogłębiano ich koryto. Pod wpływem nacisków ekologów zabroniono wydobywanie piasku przez co koryto rzek stało się niezbyt głębokie, a co za tym idzie olbrzymie ilości wody musiały znaleźć sobie ujście i przyniosły tę katastrofalną powódź.

Na skutek ulewnych deszczy, o czym wspomniałem powyżej, ucierpiała także społeczność żyjąca w tzw. interiorze, w pobliżu rzek czy też osiedlona w paśmie górzystym. Tereny górzyste, gdzie osiedlili się Włosi i produkują dobre wina, są też wspólnoty polonijne. Wzgórza powstały na skutek wybuchów wulkanicznych i kiedy lawa ostygła, na tym twardym podłożu znajduje się ziemia mająca do kilku metrów wysokości. Gdy padają przez dłuższy czas ulewne deszcze, woda przesiąka ziemię, ale nie może przeniknąć skostniałej lawy, więc ziemia się osuwa w dół i po drodze niszczy wszystko co napotyka. Stąd też w wielu koloniach polonijnych nasi Polonusi stracili swoje kościoły, domostwa, bydło, hodowle kur itd.

Od kilku już tygodni zamierzam udać się do polonijnych kolonii, aby zobaczyć na miejscu skutki wspomnianej tragedii. Niestety ze względu na zły stan dróg w tzw. interiorze muszę trochę poczekać. W tym okresie zimowym często padają deszcze, ale już łagodniejsze od tych z kwietnia br. Dlatego też dojazd do kolonii jest jeszcze utrudniony, gdyż po zjeździe z asfaltu trzeba przejechać 20-30, albo i więcej kilometrów tzw. bitą drogą, czy po prostu polną. Deszcze na przełomie kwietnia i maja zniszczyły te drogi. Teraz wolontariusze, czy też wojsko pracują nad poprawą dróg, aby dotrzeć do ludzi, którym udało się przeżyć tragedię i jakoś poprzez ludzi dobrych serc dostarczać im przynajmniej żywość. Wielu rodzinom udało się opuścić domostwa przed osunięciem ziemi i udały się do krewnych, przyjaciół mieszkających w pobliskich miastach, do których powódź nie dotarła ze względu na trwałe tereny i wyższe położenie.

Tekst: relacja ks. Zdzisława Malczewskiego SChr (opracowanie: zespół Fundacji kard. A. Hlonda).